czwartek, 2 września 2010

Troszeczkę przemyśleń o kolegach zagubionych...

W ramach przerwy w nauce takich miłych rzeczy jak dawkowanie siarczanu protaminy czy powikłań po wstrzyknięciu nitroprusydku sodu, postanowiłem, wiedziony przemyśleniami pod kątem Areny, skrobnąć coś o amii Lost and Damned by Sztab.

Trzeba przyznać, że kodeksik jest całkiem przyjemny i daje sporo możliwości wystawienia się. Łączy on zabawki imperialnej gwardii z możliwościami csm oraz demonów, jednak nigdy nie oferuje pełnych możliwości dostępnych w przytoczonych kodeksach. Standardową rozpiską lostów jest wysyp demoniczny z ikon pędzących do przodu w chimerach, wspierany przez ostrzał zdrajców i lemanów z tyłu. Wariacji na temat tego pomysłu widziałem już kilka, a będąc dociekliwą bestyją, postanowiłem poszukać nowych rozwiązań.

W oczy rzuciła mi się jednostka "Wielkie Mutanty". Początkowo podszedłem do nich sceptycznie, nie dość że drogie, niezbyt wytrzymałe, nie ma możliwości transportu, do tego ld 7 lub 8... Szalu ni ma. Przekartkowałem książeczkę dalej, odłożyłem, zrobiłem kawkę, udałem się do świątyni Nurgla, po czym spłynęły na mnie łaski oświeconego myślenia w tej ostoi spokoju. Wróciłem, poczytałem i stwierdzam, że chyba znalazłem zastosowanie dla tych panocków.

Drodzy moi, wyobraźcie sobie 10 chłopa popylających z buta, zaganianych przez szefa, z dołączonym arcyheretykiem w wersji  terminatorsko-widelcowej. Zabawka nie jest tania, bo koszt czegoś takiego to ponad 400pkt, jednak na duże pkt (vide Arena), czemu nie. W sumie dostajemy 33 woundy z T4, możliwością rozkładania sobie niemiłych strzałów na gości z bronią, szefa lub arcyheretyka, zatem zanim zaczną ginąć, trochę są w stanie wchłonąć. W walce wręcz chłopaki na dzień dobry wypłacają ładną garść ataków z power weaponek (clawy+pw na szefie), zbierają bęcki, a następnie reszta tałatajstwa skacze jeszcze po tym, co zostało. Chłopaki mają problem z fistami, mają problem z meltami, lascannonami oraz plackami, niemniej, nie dajmy się zwariować, w tej armii są lepsze cele dla takich strzałów, bo... Przed takimi dwoma oddziałkami pędzą sobie 2 chimerki, które, jeśli nie zostaną zatrzymane, wyplują z siebie 8 crusherów, a tych panów nie trzeba nikomu przedstawiać. Do całości obrazu dodałbym jeszcze lemany/hellhoundy, które sobie jadą jako zabezpieczenie tej radosnej czeredy.

Całość opcji może jaj nie urywa, ale sądzę, że można by to potestować, więc jeżeli ktoś jest wystarczająco szalony, to zachęcam, gdyż widzę, że w naszym kraju coraz częściej spotyka się na turniejach ludzi pozytywnie zakręconych, którzy chcą udowodnić, że da się grać czymś nowym i oryginalnym :)

To ja sobie teraz wrócę do hirudyny... ;)

1 komentarz:

Cylindryk pisze...

Wszystko ładnie pięknie, ale z tą taktyką jest jeden problem: Hellhoundy w liczbie mnogiej. Jeśli puścisz dwie Chimerki, to już nie masz 2 FA, bo zdrajcy z transportem zajmują FA. :(