Ostatnio siadłem przed moją szafeczką zastawioną różnym demonicznym badziajstwem i wysilałem swoją mózgownicę nad mocnymi rozpiskami. Zrobiłem ich kilkadziesiąt, jednak żadna mi się nie podobała, zawsze czegoś brakowało. A to za wolna, a to za wrażliwa na ostrzał, a to bez siły przebicia, a to mało antytanku...
Siedziałem, liczyłem, zeszła mi na tym ponad godzina czasu, którą miałem poświęcić na przerwę w nauce. Doszedłem do wniosku, że najwyraźniej zainwestowałem ciężkie pieniądze w armię, którą nie będzie się dało wygrywać, bo nie jest uniwersalna.
Lekko przybity poszedłem do kuchni, zrobiłem sobie kawę, zjadłem kawałek ciastka i wracając do swego pokoju i stosów książek, z kubkiem w ręku, uświadomiłem sobie jedną rzecz. Przecież ja tą armię kupiłem, żeby dobrze się bawić, bo mi się zawsze marzyła gra samymi demonami...
Od tego małego olśnienia mam lepszy humor i za każdym razem, jak patrzę na swoje modele, to czuję, że wybrałem dobrze. Nie siedzę nad rozpiskami, nie szukam na allegro nowych modeli, nie wertuję nerwowo kodeksu i księgi zasad szukając czegoś, co mogło by mi dać przewagę nad przeciwnikiem.
Pamiętajcie, każdy generał ma czasem kryzys, każdy gracz wątpi w swoją armię albo w swoje umiejętności. Przegrany turniej, przegrana z kretesem bitwa, jakaś czarna seria, wszyscy to znamy, nawet gracze z samego szczytu ligowej listy. A przecież nasze hobby ma dawać nam radość z tego co robimy! Nie dajmy się ponieść desperackiej chęci zapinania przeciwników, przecież przyjemność powinna płynąć z samego faktu grania.
Na dziś będzie tyle.
Zapewne spodziewaliście się wpisu odnośnie poruszonej kwestii banowania graczy na turniejach, robionej przeze mnie armii albo pokazanego demon princa na zdjęciach, ale nie tym razem. Obecnie czekam z niecierpliwością na planetstrike :)
Przepraszam za niezbyt częste wpisy, ale sesja pożarła 95% mojego czasu.
czwartek, 18 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz