Chyba każdy gracz zna to uczucie, kiedy radośnie idzie na turniej, albo po prostu na bitwę, po czym rzeczywistość robi mu straszliwą krzywdę naginając prawa statystyki.
Dziś odbył się Grunwald w Krakowie, lokal na 1500pkt z dość sporą ilością graczy. Miałem po prostu ochotę iść i potestować jednostki, jednak nic z tego nie wyszło. Moja rozpiska znajduje się post niżej.
Pierwsza bitwa to był rewanż z Vladdim za DMP. W pierwszej turze oczywiście wyszła nie ta połowa armii, po czym 2 oddziały demonetek postanowiły się rozbić, jeden uciekając do warpa, drugi wracając do rezerw. Zacząłem zatem z grinderem i dwoma oddziałami lasek na stole. Ponieważ miałem na przeciw siebie "tylko" 20 zdrajców z 2 laskami, stwierdziłem, że damy radę. Kiedy jednak zniosło placucha i bolterki z grindera nic nie zrobiły, zacząłem mieć złe przeczucia...
Bitwa przebiegała makabrycznie, moje oddziały nie robiły praktycznie nic, czego przykładem jest 10 zdrajców z lascannonem, którzy zabili 2 oddziały demonetek... w walce wręcz. Dodatkowo oczywiście schodziłem na stół w małych grupkach przez 5 tur bitwy, zatem Vladdi po prostu przeładowywał broń i rzeźbił niemiłosiernie.
Dostałem 20 do zera, ale przy okazji co nieco się podszkoliłem. Dziękuję przeciwnikowi za miłą grę, bo atmosfera była super, mimo tego, że kostki gwałciły mnie praktycznie cały czas niemiłosiernie.
Druga bitwa na przedostatnim stole to był Emeryt i jego orkasy. Zaczęło się nieźle, wystawiłem krootkiego i heralda oraz całość kawalerii. W pierwszej turze zdjąłem dwa orcze samochodziki, rozstawiłem się ładnie laseczkami by mieć cover, później przyjąłem praktycznie bez strat turę ostrzału, deepnąłem w drugiej turze demonetki, gdyż grindery powiedziały, że bawić się jeszcze nie chcą, po czym były szarże...
No i bitwa przerodziła się w wyrzynkę demonów. Fiendy w pełnych składach zabijały po 3-4 orki, seekerki zadały 2 woundy nobom przy 50 atakach w szarży... Generalnie maniana aż szkoda patrzeć. Później udało się coś niecoś ubić grinderami i demonetkami, koniec końców zostałem z jednym grinderem na stole i wywalczyłem w ten sposób wynik 1:19. Mimo straszliwych rzeczy, które działy się na kostkach zarówno ja, jak i przeciwnik mieliśmy multum radości z gry.
Obawiałem się, że na trzecią bitwę dostanę baja, niemniej okazało się, iż jest ktoś z jeszcze gorszym wynikiem, co mnie zaskoczyło. Trafiłem na Uriela i jego 4 drop pody oraz oddział terminatorów. Najszybsze rozstawienie w historii, gdyż zajęło ono dokładnie tyle, co wypowiedzenie zdania "To mój kroot zacznie z outflanku". Uriel kazał mi zacząć, więc deepnąłem sobie na stół grindera, heralda i kawalerię, niepomny tego, iż jego drednouty mają av13 z przodu i małe koniki się przez to nie przebiją. Dredzie oczywiście spadły, palnikami zrobiły rzeź straszliwą w małych konikach, ale miałem nadzieję, iż szarża fiendów poradzi sobie z nimi. Oczywiście 6 fiendów wypłacając 36 ataków w szarży z siłą 5 i rendingiem spędziła 4 tury combatu rozkręcając jednego drednouta. Dobrze, że nie podkusiło mnie szarżować na 2 na raz. Później spadli terminatorzy, którzy nie mieli łatwego życia (dwóch zabiło się deepując do lasu, a później był ostrzał z grindera i jego szarża), oraz marines z dropów, którzy wyszli i po prostu porozkręcali wszystko co mieli w zasięgu jednocześnie tracąc 15 modeli. Bitwa skończyła się 11:9 dla Uriela, gdyż jego rzeźnik przetrzymał 5 ataków w szarży od grindera, gdyż nie trafiłem ani jednym atakiem, a ten uciukał ostatnią demonetkę z oddziału, który był wart w sumie 550pkt. Na szczęście grinder poprawił się w kolejnej turze i zdjął upierdliwca.
Wnioski:
Trudno coś powiedzieć. Kroot shaper raczej wylatuje z mojej armii, heraldzi na rydwanach robią zdecydowanie ciekawsze rzeczy przeciwnikowi. Seekerki są całkiem fajne, jednak wymagają porządnego zasłaniania, zatem prawdopodobnie skończy się to trzecim oddziałem fiendów, które będą spadać w pierwszej linii naporu i zasłaniać drugią linię w postaci lasek na konikach.
Fiendy nadal się sprawdzają całkiem nieźle, zatem jest to kolejny powód, by sprawić sobie ostatni, trzeci oddział i po prostu bazować na nich jako głównej sile naporowej armii.
Grindery ostatnio coraz słabiej mi się sprawdzają. Na ogół dożywają do końca bitwy, ale ciężko jest nimi zdjąć na tyle, by się spłaciły. Rozważam poważnie wywalenie ich z rozpiski na 1500 i mniej punktów i zastąpienie naporowymi jednostkami.
Troops... Wychodzi na to, że chcąc nie chcąc dziewczyny idą w odstawkę. Trzeba przyznać, są bitwy, kiedy spłacają się podwójnie, ba, nawet potrójnie, ale praktycznie zawsze schodzą ze stołu, niezależnie od liczebności, zatem nie jest to scoring, a ja takowego potrzebuję. Obecnie skłaniam się do wystawiania dwóch piątek plagusów w celu zajmowania znaczników i robienia go to the ground do końca życia, lub zarzucenia praktyki wystawiania troopsów i zainwestowania w 6 baz nurglingów, które po prostu sobie będą siedzieć w krzakach, a złożenie armii 0-1 na czysty napór.
Herald na chariocie daje radę, to jest 100pkt które jest po prostu wrzodem na dupie dla przeciwnika, bo wbicie mu 5 ran wymaga poświęcenia naprawdę sporej ilości ostrzału, a dodatkowo jest to antytank, na którego brak notorycznie cierpię.
Widzę na dzień dzisiejszy cztery kierunki rozwoju i chyba skończy się tak, że po prostu złożę różne armie i będę testował co z tego tak naprawdę daje radę:
Opcja 1: Totalna wyrzynka
Wyrzucam z rozpiski troopsy, grindery i heralda, wrzucam 2 wielkie demony (zapewne thirstery), dzielę seekerki na mniejsze oddziały (po 6-7) i dorzucam trzecie fiendy, po czym gram po prostu na napór i zdjęcie przeciwnika ze stołu. Ta armia generalnie ma ogromny potencjał w walce wręcz, dużą mobilność, sporo wybacza, jednak nie posiada praktycznie scoringów (max 2) i shooting jest jej absolutnie obcy, zatem schodzenie w małych falach przez kilka tur będzie bardzo nieprzyjemnym objawem czkawki.
Opcja 2: Ostrzał
Korci mnie by złożyć na mniejsze punkty armię Tzeentchową na ostrzał. 4 Heraldów na rydwanach, 3 grindery, piątki horrorów z boltem i tyle. Takie pestkopluje ciężkie do zdjęcia ze stołu. Obecnie jest to opcja która najmniej do mnie przemawia, jednak demony które bawią się w strzelanie dla mnie po prostu nie mają klimatu, a dodatkowo, jest sporo armii, które strzela lepiej.
Opcja 3: Lost and the Damned
Ta armia daje naprawdę ogromne możliwości demonom, gdyż można tu dostać, przykładowo jeżdżącą w chimerze ikonę za 90pkt. Pozwala to na wykorzystanie większych demonów i co bardziej papierowych/wolnych jednostek bez obawy, że przeciwnik je wystrzela, bo realny zasięg szarży robi się ogromny. To, co mi się tu nie podoba, to fakt, że nie mam absolutnie żadnego doświadczenia w graniu gwardią, więc wymagało by to ode mnie nauki gry praktycznie od zera taką armią. Dodatkowo, przymierzając się do czegoś takiego, wyliczyłem, iż potrzebuję około 2 chimery, z 40-60 zombich i jakieś pojedyncze bronie do gwardii, gdyż zdrajców mam, zatem jest to opcja, która generuje dość spore koszty, zważając na fakt, iż gwardia jest obecnie trendy.
Opcja 4: Chodzące gówno
Taka fazowa armia na 60 plagusach, 27 bazach nurglingów, 3 demon princach i epidemiusie. Obecnie rozważam tą opcję głównie pod kątem turniejów drużynowych, gdyż jest to armia, którą jest równie trudno coś ugrać, jak i przegrać. Generalnie licząc na 1500pkt spokojnie da się wcisnąć koło 100-120 woundów, zatem robi się tego sporo. Ta armia ma podstawowe 3 problemy: Po pierwsze, nie rusza się, zatem trafiam na gwardię czy tau i jedyne co pozostaje mi robić, to siedzieć w lesie i robić go to the ground modląc się, by przeżyć w ten sposób do końca bitwy. Po drugie, nie mam tu antytanka, bo jedyne modele które mogą coś w temacie powiedzieć to 3dp, które przeciwnicy będą zdejmować w pierwszej kolejności, zatem prosty drednaut jest w stanie zanihilować mi plagusów 2 tury combatu. Po trzecie, armia bazuje na bohaterze unikatowym, zatem na dużą część turniejów nie zostanie dopuszczona. No i trzeba by jednak poczekać na plastikowych plagusów, bo inaczej zebranie tych 60 modeli będzie mnie kosztować tyle co używany maluch obecnie.
Z mojej strony to tyle, dziękuję organizatorom turnieju, było super, mimo popisowych wklep. Dzięki wszystkim graczom, za przyjacielską atmosferę i naprawdę fajnie spędzony czas. W szczególności chciałem tu podziękować pewnej przemiłej (i bardzo ładnej) blondynce, która najwyraźniej zakochała się w moich różowych demonach, gdyż mam teraz motywację do szybkiego pomalowania reszty armii, by zachwycała równie bardzo, co moje fiendy.
sobota, 30 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz