niedziela, 20 marca 2011

Grojkon, czyli nietypowy turniej w Bielsku ;)

Niedawno odbył się Grojkon, czyli jeden z większych turniejów w Bielsku.
Ponieważ nie mamy daleko, regulamin był ciekawy, do tego była to parówka, postanowiliśmy się zebrać ze znajomymi i pokutać.

Na wydarzenie to wybrałem się z Lesiem, który towarzyszył swoimi mangowymi ludzikami mej demonicznej hordzie. Rozpiski wyglądały mniej więcej tak:
Demony:
Herald Tzeentcha na rydwanie z boltem,
14 Bloodcrusherów,
5 Horrorów z Changelingiem,
5 Plaguebearersów.

Tau:
Szefu z autocannonem i markerami,
4 Krysie na autocannonach z dronami ochronnymi,
5 Brodek z chodzeniem z dronami ochronnymi,
2x6 Firewarriorów.

Wybraliśmy się zatem bladym świtem z siedliska Emeryta, po długiej i męczącej podróży dotarliśmy na teren konwentu. Ku naszemu zdziwieniu uzyskanie informacji gdzie odbywa się turniej okazało się o tyle kłopotliwe, że bramkarze nawet nie byli pewni czy znajdujemy się w odpowiednim budynku. Tym większe było nasze zdziwienie, gdy w końcu odnaleźliśmy salę bitewniaków i okazało się, iż organizatorzy nic nie widzą o turnieju WH40K, a osoby odpowiedzialnej za sam turniej nie ma nigdzie. Po dłuższym oczekiwaniu udało się nam uzyskać jakieś informacje, po czym po dłuższych przepychankach z ławkami, stołami i terenami objęliśmy stanowisko na zewnątrz budynku, tuż przy malowniczych śmietnikach, a nawet w jednym kontenerze! Aby móc podziwiać malownicze okolice, na końcu tekstu zamieszczam link do galerii ;)

Bitwa I
Tau + Blood Angels.
Chłopaki mieli w dutkę dredów, kolejne trochę brodek, niezły stół i zero pomysłu na grę niestety. Latające dredki mają przecież możliwość zatrzymania bloodcrusherów bez wysiłku, co w połączeniu z wygarem strzeleckim tau powinno im zapewnić całkiem przyjemną kontrę na nasze siły ofensywne. Tymczasem...
Chłopaki wystawili dredy z przodu w ładnym rządku, brodki za nimi, w efekcie rozpukaliśmy 3 z puszek na dzień dobry, resztę dostrzelaliśmy w ciągu 2 kolejnych tur. Jeden dred złapał bloodcrushery, jednak drugie przyjemniaczki rozpracowały tau i co tylko zdążyły dorwać jeszcze. Koniec końców straciliśmy tylko heralda Tzeentcha, który się rozbił notabene, a przeciwnikom został na stole tylko dowódca tau.

Bitwa II
Gwardia z CSM.
Standard, trochę strzelania, berki, lasher. Zobaczyliśmy, stwierdziliśmy, że jesteśmy w domu, po czym okazało się, że jednak nie. Jeśli przez 2 tury strzelania nie byliśmy w stanie zamordować rhinosa i chimery z wkładką, to zaczęło się robić niewesoło. Jednak od trzeciej tury los się odmienił. Rozpukaliśmy dość szybko pojazdy gwardii, bloodcrushery pokazały berkom jak się naprawdę bije wręcz i wyrżnęły śmiertelników do nogi. Brakło nam niestety tury, by przegonić przeciwników ze znacznika, lub po prostu wybić ich do nogi, więc wyszedł z tego remis. Niemniej, gra bardzo przyjemna :)

Bitwa III
SM z Gwardią.
Wyglądało na to, że mamy dość prostą robotę, gdyż chłopaki nie mieli w rozpisce absolutnie nic groźnego. Warto wymienić tu takie dobroci jak leman russ, 10 marinsów z bolterami czy też 5 devastatorów z 4 rakietami. Jedyne czego naszym przeciwnikom nie brakowało, to pewności siebie, która wprost wylewała się z nich różnymi drogami. Postanowiliśmy sprawę ładnie załatwić. Spadliśmy, zmordowaliśmy prawie całą armię, problem polegał na tym, że czas nie pozwolił na dogranie więcej niż 3 tury, więc nie udało się zmieść ich do końca ze stołu, a że nie zdążyliśmy zająć znaczników, wyszedł z tego remis.

Koniec końców zajęliśmy z Lesiem drugie miejsce i z bananami na ryjkach pojechaliśmy do domu.

A oto mała galeria zdjęć: Grojkon 2011

Brak komentarzy: