Czyli co Azotek vel Nitrea wspomina z turnieju ;)
Czwartek.
Godzina: „Czemu ja jeszcze nie śpię i czemu nic nie umiem na farme?!” Czyli ok. 2.30
Przeklinam samą siebie za to, że wcześniej nie zabrałam się za ten fluff i za to, że zachciało mi się robić coś bardziej wypaśnego niż wydrukowany tekst. Warcząc i sarkając na cały świat, zaciekle ołówkuję, gumkuję i ołówkuję więcej. W kierunku książek nawet nie patrzę. Piernicze, nie pójdę rano na internę to się wyśpię przynajmniej. Przecież trzeba się wyspać przed turniejem, prawda? Wstanę o 9 i się pouczę, o.
Godzina 10.30
Wstaję. Sarkam na Świat i próbuje sobie wytłumaczyć, że to na pewno wina budzika a nie moich tendencji do wstawania. Wstawanie o świcie jest dla leszczy, o. Wróćmy do poważnych problemów – w co ja mam się ubrać, hmmm...
14.30
Środek tureckiego kazania zwanego farmakologią. Benzo-amido-blablablaGdzie-ja-kurde-kupię-fioletowe-rajstopy? Jeszcze paręnaście minut takich zajęć, a Kaśka będzie musiała mnie spacyfikować by dotrwać do ich końca.
15.00
Mam fioletowe rajstopy! Gatta, śliwka, całkiem ładne. Rozważałyśmy jeszcze inne odcienie, ale ten najładniejszy. Polecam. Bo jak tu Kotem być, bez fioletowych elementów? Burton oszukał na filmie i tyle. (Tak, tak, słyszałam już, że królewski to nie kolor, a śliwka z mlekiem to murowane rzyganie :p)
15.30
Ptf. Doktorantka. Nudy. Więcej nudów. W jakim celu przepisuje się obowiązujące nas kompendium na slajdy i prezentuje studentom? Nuuuuudyyyyyyyyyy. O, ale Marta kupiła nową kurtkę.. Całkiem fajna.
18.50
Stoję z Aśką w roli Królika na Krakowskiej i rozważamy czy Cebul nie zniszczy pierwszej wskazówki. Sygnał jest, nie zniszczył. Tortury ruszają. A ja razem z nimi – bieganie w mini jest upierdliwe – nie polecam(„Czego się kurde palancie gapisz, własnych nóg nie posiadasz?!”)
19.30
Cebul mnie znalazł, źle nie jest, dostał prezent, wreszcie można iść pić :D. Wszystkiego Najlepszego Kochanie ;). Tylko jak my na kacu zniesiemy podróż z Emerytem?! I mijajacy nas ludzie jakoś tak dziwnie patrzą.. Może to te kocie uszy?
Piątek:
9.00 – Kto, kurde, wymyślił, żeby wstawać o takiej porze, no kto!? Przecież i tak wiemy że chłopaki się spóźnią. Wstępne zakłady – ja obstawiam 30 minut, Cebul 20. Skończyło się na 50. Przynajmniej się zdążyłam spakować. Majtki, klapki, bluzka, korektor, puder, podkład, tusz, kredka, maskara... (i tym sposobem zmniejszyłam ilość czytelników bloga o kilku, a drugą część odesłałam do wujka google :p), pędzel, drugi pędzel, cienie, zmywacz. No, chyba mam wszystko! A, no tak, figurki by trzeba.... bez sęsu, tylko miejsce zajmują.
Kilka godzin później:
Przeczytałam komiksy Emeryta. Chyba przegoniliśmy nasłanego przez jakiś wrogi team z Wśa szczura do wygryzania dziur w asfalcie, bo trzepie tylko trochę. Słońce mi świeci i zaczyna boleć mnie głowa. PMS to już przeszłość, ale teraz niewiele lepiej. Damn. Ale będę dzielna. Nie będę nudzić. No, może troszeczkę. Hmm... a może by tak zawody z Emerytem kto bardziej? Naaah... jeszcze Kamilowi mózg wysadzi...
Trochę później:
Emeryt coś spsuł. Konkretniej jego stopy jednak nie są kompatybilne z wtyczką od nawigacji. Ale żeby od razu elektrykę w aucie wysadzać? A w pizzerii, pod którą stoimy, nie mają akurat wody i nie można skorzystać z toalety. Kolejna tragedia dnia. Co tam jakiś elektryka... ;p
Kolejne trochę później:
Stoimy na mocno nie asfaltowej drodze. Dobrze nie jest. Drzewo osikało Kamila. Emeryt nie chce go dotykać i piszczy. Nie pytajcie.
I trochę później...
Nawigacja postanowiła poprowadzić nas przez Gdańsk. Czy coś. Zmieniam jej ustawienia – jest już ok. Tak po przejechaniu połowy trasy... Pozdrawiamy pana 'śmierdzi tu gównem'.
Trochę bardzo dużo później:
Jesteśmy na miejscu. Konwent jak konwent – masa specyficznych ludzi w różnym wydaniu i mocno alkoholowym stanie. W sumie na turnieju jedyna różnica to mniej oryginalne stroje i uczesania :P. I mniej właścicielek cycków. („Czego się gapisz? Znajdź se swoje.”) Nie rozumiem czemu gracze tak się skarżą, że turniej na konwencie i wokoło mnóstwo dziwaków i młodocianych. Lustra nie widzieli? Trochę starsi, trochę bardziej włochaci, mniej dziwnie ubrani, ale nad ranem drą ryja równie bardzo :P.
W sumie reakcje na babę w towarzystwie standardowe jak na taki wyjazd (choose one):
a) O, cześć, Azot, co tam? *przytul/buziak/podanie łapki
b) O, cześć Cebul, to Twoja? Miło poznać.
c) *Boooooobsss...*
d) 'udam, ze nie zauważam, może nie ugryzie'
e) baba? A łeeeee.... Weźcie to stąd, jeszcze jakąś zaraze rozniesie.
f) ja go nie rozumiem, z babą, tutaj?
g) Jak Ty to kurde zrobiłeś, że ona przyjechała na turniej?!
h) Mmm... *wąch, wąch* Twoje włosy ładnie pachną. Shauma? (buziaki dla Lesia :* i dla ludzi, którzy mieli przezajefajne miny patrząc na to jak z kimś dyskutuję, a nagle facet wyższy ode mnie o głowę zaczyna obwąchiwać moje włosy)
*niepotrzebne skreślić
Z pozytywów – bynajmniej nie byłam jedyną babą na turnieju :). W sumie 4/5 z teamu na Dmp się stawiły i obczaiły nawzajem. Miło :). Pozdrowienia dla Lory, Renaty i Tess :). Będziem kutać!
Sobota:
7.00 Czy wy nigdy, ale to nigdy nie możecie się powstrzymać od darcia się o poranku? Nigdy? :P To się źle kiedyś skończy. To się skończy małym, niewyspanym, rozczochranym blond czymś, które rzuci się na najgłośniej jazgoczącego jegomościa. I trzeba będzie ratować. I potem głupio mi będzie jak trzeba będzie opatrywać :p. Sarkam na dyskutujących na całe gardło o tym jak to super wleźć jakiejś lasce do łazienki gdy się myje. A niech tylko któryś spróbuje... To będzie mógł jajecznice zjeść na śniadanie :P.
W nastroju bojowym idę pod prysznic. Panowie stojący za mną w kolejce chyba to wyczuli bo pilnowali mi potem drzwi. Miło :). Po mocno lodowatym prysznicu, dyskusji zza ściany z Miszczem, o tym jak to ciepło mi właśnie i najszybszym myciem włosów na jakie było mnie stać wracam na sale, i kolejno: bulwersuje Jara myciem włosów w zimnej wodzie, zostaje obwąchana przez Lesia i wyśmiana przez kogośtam ;).
Później:
Bitwa...
Bitwa...
Dużo kostek...
Bitwa...
Mam już dość!
Bitwa...
Noż kurde, ile Wy tak możecie?!
Bitwa...
Ku zgorszeniu przeciwników kłócę się z Cebulem o taktykę w grze.
Bitwa....
Bitwa...
Zaraz będę płakać...
Bitwa...
Albo gryźć!
Bitwa...
Koniec bitw! Hurray!
Piwo, wieczór, będzie super! Pośmiejemy się! Jupi!
…
Cebul, Skark, Vladd, Jaro i kilku innych gości gadają o...figurkach. @#$%^)(*&^#%$%^%^!!! Rąbani maniacy!
…
Lesiu & Lesiu plus Spejs, zajadający się kolacją Szymon i Kheed plus lekko zawiasisty Ząbek ratują mi życie.
Pół godziny później:
Bolą mnie żebra i krztuszę się piwem ze śmiechu. No, to są poważne rozmowy ;)
W pewnym momencie połapaliśmy się, że Emeryt położył się spać pod stołem a my nie słyszymy chrapania! Mała panika. Kheed ratuje sytuacje sprawdzając oznaki życia za pomocą swej stopy. Wracamy do ambitnych dyskusji o dupie Marynie, która 'pełga', facetach opowiadających o niecenzuralnych sprawach, babach na turniejach i wszystkim i niczym. No, tak ma być!
Niedziela rano:
Po standardowej wczesnej pobudce z przekleństwem na ustach, przy stole na którym mamy grać znajdujemy trudny teren w postaci śpiącego Lesia. Sprawdzam tętno :p. Gość nie-do-ruszenia. Od dziś będzie zwany Lesiem herbu Trudny Teren. Ożywa gdzieś pod koniec 1 tury, potem już bez takich atrakcji...
Niepokoi mnie nieco brak Lory przy sąsiednim stole, ale w końcu wszystko się wyjaśnia. Generalnie zważając na to, ze ciągle grałyśmy na sąsiednich stołach na pewno skutamy wszystko i wszystkich na DMP :D.
Przy okazji drobnych zawirowań wokół ostatniej bitwy odbieram nasz fluff. JAK TO GO KURDE NIE PRZECZYTAŁES?! To po kiego ja siedziałam w nocy? ;( Mnę przekleństwa w ustach i wracam do Cebula. Fluffem Was jeszcze tu zmolestujemy. O!
Długo później:
Wyniki, oklaski, nie mamy farta z Cebulem do bycia losowanym ;). I kolejnych kilka godzin w aucie z MacDonaldem po drodze i taaaakiiiiiiiiimi oczami mamy Ząbka na dziewczynę w tym towarzystwie;). W sumie wyjazd super, tylko dlaczego ja mam następnego dnia rano sekcje? ;(
Hm... co ja tu jeszcze miałam? A tak, szczegółowy opis bitew:
1-Jaro:
Dostaliśmy po tyłkach. I tylko dlatego, że Cię typie lubię to nie powiem tu głośno o tych milionach wałków i piłowanych kostkach i w ogóle o tym, że Ty takim ciśnieniowcem jesteś, i że tylko dlatego daliśmy Wam z Cebulkiem wygrać. Widzisz? Na mnie zawsze można polegać...
No i rzeczywiście minus z tym sędzią. Niby miał racje, niby wszystko ok, ale raz by wystarczyło powiedzieć. Nie trzeba 4 razy wracać do stołu, zwłaszcza że trochę zepsuło to atmosferę gry. Nie tylko dla właściciela nieszczęsnych figurek.
2-Miraj i Aleks:
Po pierwsze nie mogę powiedzieć 'Miraj' i nie pomyśleć o Age of five. ;)
Generalnie-miny Miraja po pewnych hasłach – bezcenne :). Bardzo sympatyczna gra.
3-Khornik:
Znowu demony?! +3 do sympatii za zwrócenie się do Cebula o coś odnośnie demonów, a potem żachnięcie się i skierowanie z tym do mnie.
4- Cthulu na prezydenta!
Przyjemna, choć nieco zaspana gra z reanimowaniem Lesia w tle ;). Całkiem fajnie i wreszcie punkty do przodu. Mam wrażenie, że przeciwnicy nie widzieli jeszcze po drugiej stronie tak drącej się baby. Uczę się od Emeryta;).
5-Christus:
Dlaczego oni mogą szarżować z ikon a my nie!? ;( Lekko nerwowa atmosfera, no i fakt że straciliśmy pierdylion punktów w mocno widowiskowy sposób gdy Guo wypitolił na niebezpiecznym terenie, nie zdał, zginął (ostatnia rana) i dał przeciwnikowi punkty za więcej kp i kolejne ubite punkty, lekko spsuły wrażenia. Nie ma to jak Azoci rzut za 800pkt.
A teraz pozytyw bitwy i dnia zarazem: dostaliśmy po batoniku od zaprzyjaźnionych sąsiadów stołowych, z którymi nie mogliśmy na siebie trafić. I nawet nie były zatrute! Ha! :D
Od siebie dodam tylko tyle, że fluff rzeczywiście jest boski i niebawem postaram się zaprezentować choćby jego części ;)
4 komentarze:
Ech... żeby tak moja też chciała grać i jeździć na turnieje... Cebul, zazdroszczę Ci. ;)
Nie zazdrość, tylko zaraź bakcylem ;)
Azotek się zaraziła w sumie dlatego, że snułem jej opowieści fluffowe czasami, później trochę pomalowała, a teraz walczy dzielnie o równorzędną pozycję w świecie graczy, bo jednak nadal spora część środowiska najpierw widzi cycki, a później osobę za nimi (ach ta krótkowzroczność ;) ).
Na razie zaczynam od malowania... przynajmniej tempo malowania figurek moich wzrośnie, a i bardziej szczegółowa ode mnie jest. :P
A granie... no, może w przyszłym roku... heh...
I fakt, jak zwykle kobiety mają bonus. ;)
Swietny raport....pod wzgledem humoru :D
Oby tak dalej, juz nie moge sie doczekac DMP, by poznac w koncu te dziewczeca reprezentacje czterdziestki! :D
mika
Prześlij komentarz