Bawiliśmy się za pomocą:
Azotek: GUO,2x6 Fiendów, 2x5Płaszczek, 2xDP Nurgla, 2x5Plagów
Cebul: 5 jajek, 4xGrey hunters (2xflamer, 2xmelta), 5 guardów w tym jeden w termosce z cyclonem, 2 runepriestów (2xkreska, auto, chmurka).
Może zatem podtrzymując pewną tradycję:
Czwartek 25.03.2010
19.00 - Cebul dostaje wilczą kreską i ziemia rozstępuje mu się pod nogami. Wyposażony w buteleczkę z napisem "Drink Me" wybiegam z domu obładowany niczym rasowy wielbłąd. Zgodnie z instrukcjami kicam przez most, by znaleźć na jego końcu Króliczka, która mówi mi, że jestem potwornie spóźniony.
19.15 - Udaje mi się przekonać Króliczka, która nie ma ogonka, co budzi moje zaniepokojenie, iż szafa butów i ciuchów w zamian za kolejną wskazówkę jest wystarczającą ceną. Wyekwipowany w odpowiedni kawałek informacji biegnę dalej.
19.20 - Spotykam Królową Kier oraz jej Waleta, którzy chcą ściąć mi głowę za rzekome zeżarcie ich ciastek! Wiadomo przecież, że takie numery to tylko Emeryt, a i to nie zawsze. Dzięki gładkiej gadce +3 oraz szczeremu wyszczerzowi -1 udaje mi się wyłgać, następnie dokonuję questa polegającego na wypiciu 0,5l podejrzanego trunku procentowego duszkiem w miejscu publicznym. Królowa jest tak zachwycona, że daje mi kolejną wskazówkę i biegnę dalej.
19.25 - Wiedziony instynktem postanawiam odnaleźć Żaber-zwłoka (okazuje się, że mamy jednego w Krakowie!), a tam czeka już na mnie Koto-Nit! I to jaki! Kot ofiaruje mi za dobre kilka buziaków dwa serca (prezent pasujący bardziej do dark eldarów niż do kotków, ale ofiarowanemu koniowi...). Następnie Kot zmusza mnie do przebycia kolejnego kawałka drogi (tortury też się ładnie łączą z dark eldarami). Celem ostatecznym okazuje się być Katedra, wyśmienity pubik, w którym miałem kiedyś okazję pracować, a na miejscu czeka na mnie ekipa znajomych oraz masa życzeń urodzinowych :)
Późno w nocy - Miszczu, w akcie łaski Andzika, odwozi mnie z Koto-Nit do mieszkanka, gdzie szybko padamy na ryjki w celach śpiąco-chrapiąco-nieocenzurowanych :P
Piątek 26.03.2010
10.30 - Jesteśmy gotowi do wyjazdu, mamy 30min na relaks i wyjazd.
10.50 - Przechodzę misję w DoW:Chaos Rising
11.00 - Dowiadujemy się, że mamy jeszcze sporo czasu (jak się później okazuje, Miszczu pił herbatkę u Emeryta... Skojarzenie z Kapelusznikiem nasuwa się samo).
12.00 - Zniesmaczony i niepogodzony z rzeczywistością wokół mnie, po przejściu 3 misji w DoW zwlekam się 8 pięter w dół, przeoczam samochód Miszcza.
12.00.23 - Emeryt rozpoczyna działanie na moje nerwy...
12.30 - W końcu kończymy walkę z nawigacją.
13.30 - Odnajdujemy miejsce w naszym kraju, gdzie w dziurach robią się drogi.
14.00 - Zzz...
Wieczność później - Orientujemy się że jeżdżenie po żwirowych drogach jest głupim pomysłem, Miszczu orientuje się, że sikanie pod wiatr także..
Pół godziny później - Emeryt dokonuje cudu zwarcia instalacji elektrycznej samochodu za pomocą stopy poprzez gniazdko zapalniczki.
Godzina później - Miszczu udowadnia, że studia techniczne są coś warte i dokonuje naprawy immobilizowanego rhinosa!
W momencie, gdy życie stało się walką o przetrwanie - Dojeżdżamy na konwent.
Chwilę później - ładujemy się na salę, na dwa razy, bo mamy tylko tyle betów...
Koło 22.00 - Udajemy się z Nit do Games Roomu i obczajamy Arkham Horror. Po chwili przyłączają się chłopaki. Emeryta nigdzie nie widać.
Koło 2.00 - Wracamy na salę gimnastyczną, odnajdujemy multum znajomych, gubimy za to Emeryta... Tak, ja też do dziś jestem w szoku, iż jest to wykonalne technicznie!
Sobota 27.03.2010
Za wcześnie - Ktoś włącza budzik, który rujnuje moje plany spania do momentu, aż mi ktoś każe grać.
Chwilę później (ale nadal za wcześnie) - Ktoś głośno wyraża opinię, która mi tylko się kłębi po głowie.
Jeszcze chwilę później (... i tak za wcześnie) - Ktoś mu głośno odpowiada...
7.20 - Stwierdzam, że wstaję, bo i tak już jest głośno i niefajnie jeśli chodzi o spanie.
8.00 - Objawia się CZAJNIK, co wywołuje taki skok endorfin w mym organizmie, iż zdobywam się na dobry humor i nawet zagaduję jakieś młode dusze, które mieszkały w sąsiadującym pokoju i postanowiły skorzystać z naszego przedłużacza. Kubek Borowego-Morowego sprawia, iż czuję się chętny kutać i zapinać. Nastrój psuje nieobecność Afro i Skarka, od których pożyczałem armię, oraz dziwnie niski poziom hałasu.
8.02 - Orientuję się, że Emeryta nadal nigdzie nie ma w okolicy!
8.03 - Łezka szczęścia spowodowana uświadomieniem sobie faktu, iż chrapanie przyjaciela nie zakłóciło mi tej nocy snu kręci się w mym oku... Rozkoszuję się tą chwilą.
8.05 - Zaczynam martwić się, gdzie jest i czy żyje Emeryt... I co nam zrobi Ilonka, jak się nie znajdzie!
8.30 - Okazuje się, że Emeryt dnia poprzedniego spotkał Afro, który, niczym dobra matka, przytulił go do piersi i dał mu wódki. Chłopcy później popłynęli, jak się okazało, zamieszany w sprawę był także Zły.
W okolicach zapisów - Pojawia się Afro i wręcza mi koszyczek pełen drop podów! Piękny wielkanocny prezent! Później objawia się Skark i wyciąga jednych z fajniej zrobionych chaośników, jakich widziałem ostatnimi czasy.
Po zapisach - Rzucamy sobie wyzwanie z Jaro i idziemy się bawić.
Bitwa I
Jaro i Wojtek Malak (SW+Tyranidzi).
Cóż, stół był nienajgorszy, chłopaki mieli tylko jednego rune priesta i jednego tervigona, więc stwierdziłem, że nie powinno być źle. Niestety, kości i pewne decyzje zadecydowały inaczej. Postanowiliśmy zagrać defensywnie, zabudować się jajkami, coś tam śmignąć kreskami, po czym zrobić ładną kontrę i poczyścić stół. Niestety, demony postanowiły zejść nie tą połową co trzeba. Później okazało się, iż grubaski odmawiają współpracy z planem kreskowania ich. Tervigon postanowił zaciąć się dopiero w 3 turze, w sumie produkując tyle gauntów, że Wojtkowi brakło modeli. W rezultacie wielgaśny combat na środku stołu okazał się dla nas dość łaskawy, gdybyśmy mieli jeszcze z turę zapewne przepchnęli byśmy w końcu wszystkie scoringi, a tak, to za dużo ich zostało i dzięki celowi misji dostaliśmy dość sporo.
Man of the Match - pojedynczy cyklonista, który spadł, dojrzał w kłębowisku jednego, niezaangażowanego walką marina z jakiegoś wybitego oddziału, stwierdził, że tak być nie może, wycelował i zamienił go w radosną fontannę czerwonego szczęścia. 400pkt Jaro w plecy! W tej samej turze udało nam się też przegonić drugi scoring Jaro z wyniku walki :)
Plewa od the Match - Sędzia, który przyszedł sprawdzić, czy modele są pomalowane i przyczepił się do gauntów Wojtka. Nie rozumiem czemu akcja miała służyć, bo poza popsuciem totalnie atmosfery na pierwszą połowę bitwy oraz wkurwieniu wszystkich sędzia nic więcej nie zrobił. Gaunty miały na sobie 3 kolory, były w schemacie malowania armii i generalnie nie raziły po oczach. Dodam jeszcze do tego, iż kolega sędziujący chyba nie był zbyt wytrwały w swym czepialstwie, bo drugiego dnia udało mi się zobaczyć na stole armię, która miała na sobie w sporej części tylko czarny podkład...
Wynik 3:17
Bitwa II
Miraj i Alex (SW i CSM).
Generalnie na dzień dobry stwierdziłem, że będzie pod górkę, po przeczytaniu rozp także nie byłem wybitnym optymistą. Lesher, oblity, runek z kreską, sporo plagów, do tego strzelanie, hunterzy... Koledzy wystawili tylko rhino na środek stołu, resztą postanowili wyjść z rezerw. My zaczęliśmy... oczywiście nie tą połową demonów co trzeba. No nic, zrzuciłem jajka, postarałem się przysłonić jak najwięcej przeciwnikom, na flankę Azotek wysłała 2 DP, żeby przeciwnik nam tamtędy nie uciekł, po czym zabrałem się za otwieranie rhinosa, co poszło dość opornie, ale w końcu pękł. Niestety, demony schodziły zbyt powoli, nosiło nas po stole, chłopaki mieli troszkę farta w kościach, zatem szału nie zrobiliśmy. Udało się nam zabić całkiem sporo, jednak oblity i lasher pozostały nietknięte. Mieliśmy na tyle scoringów, by utrzymać nimi jakiś w miarę godziwy wynik, co uczyniliśmy. Grało się nieźle, poza lekkimi wałami na ruchach (które były poprawiane), bardzo przyjemna gra.
Man of the Match - Miraj i jego mina po tym, jak Azotek stwierdziła, że go kocha! (Skutek jakiejś akcji na stole).
Plewa of the Match - Melciarze w z poda, którzy postanowili spaść i pokazać, że otwieranie rhinosów jest dla ciot i oni się nie będą w takie rzeczy bawić.
Wynik 7:13
Bitwa 3
Khornik & Company
Granie demony na demony generalnie nie jest czymś wybitnie przyjemnym, szcególnie, jeśli po drugiej stronie widzi się nagle 14 bloodcrusherów i bloodthirstera. Niemniej, postanowiliśmy z Azotkiem powalczyć dzielnie. Skupiliśmy całą armię na crusherach, Azotek włączyła GOD-5+-MODE i zdjęliśmy khornowe paskudy w ciągu 3 tur. Niestety,straty własne, rzuty na ciężki teren i zbyt śmiałe zagranie jednym jajkiem w ćwiartkę przeciwnika sprawiły, że końcowy wynik był taki sobie.
Man ot the Match - Azotek, która przyprawiała Khornika o kociokwik swoimi rzutami (bo co można zrobić, jak dziewczyna bierze do ręki wiadra kostek i rzuca same 5 i 6?).
Plewa of the Match - Jajkoskład, który spadł od jednego flamera z libry (S10 AP1 nie dało im większych szans).
Wynik 8:12
Ten post się będzie rozwijał, niestety, blogger robi mi złe rzeczy, więc będę zapisywał po kawałku ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz